Sobota
28.04.2018r.
godz. 10.00
Na
dzisiejszą giełdę jadę z mieszanymi uczuciami. Wynikają one z
jej terminu. Praktycznie już w piątek zaczęła się wielodniowa
„majówka”. Część łodzian wyjechała z miasta. Niektórzy
wystawcy zrezygnowali z udziału w INTERSONE, bo woleli wyjechać do
miejsc odwiedzanych chętnie przez turystów, by tam zorganizować
swoje stoiska z wyrobami jubilerskimi i pamiątkami. Wchodzę na salę
wystawową z zaciekawieniem, jak przebiegnie impreza. Pierwsze
wrażenie, wszystkie stoliki wystawców zajęte. O ilości
odwiedzających, w tym momencie trudno coś powiedzieć, bo to
dopiero początek imprezy.
godz.10.15
Zaraz
po wejściu spotykam Krzysztofa
Przybylskiego. Widzieliśmy
się ostatnio na giełdzie we Wrocławiu, ale witamy się serdecznie,
tak jak byśmy wczoraj się rozstali. To człowiek o ogromnej
wiedzy mineralogicznej, nie tylko teoretycznej ale i praktycznej. Z
niejednej skały wydłubywał minerały własnymi rękami. Do tego
posiada ogromne poczucie humoru. Przed laty o takim człowieku
mówiło się, że czuje bluesa. Krzysztof czuje bluesa. Nawet nie
pytam, co ma ciekawego, bo widzę cały zestaw przeciętych okazów
ze żwirowni w Rakowicach. Są to agaty oraz skrzemieniałe drewno.
Mówię mu, że byłem w tej sławnej z okazów żwirowni, ale oprócz
kilku lidytów, zresztą dobrej klasy, nic ciekawego nie znalazłem.
W tym momencie usłyszałem monolog Krzyśka.
-
Jak ty myślisz, że coś tam znajdziesz, to jesteś pierwszym
naiwnym. Też takim kiedyś byłem. Jak trwa wydobycie żwiru, to
przy taśmociągach stoją pracownicy, którzy bacznie obserwują
przesuwający się materiał. Gdy pojawi się jakiś agat lub kamień
go przypominający, albo otoczak skrzemieniałego drewna, zostaje on
odrzucony na bok i potem trafia do znalazcy. Te okazy, które widzisz
kupiłem od takiego znalazcy. Potem zostały przecięte i
wypolerowane.
Kupiłem jeden agat i drewienko. Będą udawały okazy znalezione
przeze mnie.
Oglądam
inne okazy na stoisku Krzyśka. Jest tam wspaniały agat z
pseudostalaktytami z Maroka oraz duża druza ametystowa. Dla
miłośników krzemienia
pasiastego jest
możliwość wyboru wśród wielu przeciętych i wypolerowanych
okazów. Przy okazji wystawca zdradza, że wybiera się w tym roku
na minerały do Norwegii. Jest to wyprawa oficjalna, organizowana
przez Norwegów, a Krzysiek bierze w niej udział jako gość.
Jakich minerałów będą szukać, usłyszałem na ucho, więc nie
będę podawał ich nazw. Mam nadzieję, że reportaż z tego
wydarzenia będzie można przeczytać w Gazecie Targowej.
godz.11.10
Idę
obejrzeć wystawy. Z daleka widać ogromne skamieniałości z
nieczynnego kamieniołomu w Bolęcinie. Przy bliższym przyjrzeniu
się okazom widać bardzo staranne ich wypreparowanie ze skały
rodzimej, czyli z wapienia z keloweju ( środkowa jura ok. 165 mln
lat temu). Wystawcą jest Kamil
Capar z Połomu
Małego. Na każdej giełdzie w Łodzi z przyjemnością się z nim
spotykam, bo jest człowiekiem niezwykle sympatycznym, a jego żona
Milena, która często towarzyszy na INTERSTONE mężowi, nie
ustępuje mu w tym ani na krok. Często spotykamy się na giełdach.
Jego okazy z kolekcji minerałów i skamieniałości wielokrotnie
były wystawiane w giełdowych gablotach INTERSTONE (między innymi
minerały i skamieniałości z Węgier, minerały i skamieniałości
z Maroka, skamieniałości z południowej Polski). Zaraz po
obejrzeniu skamieniałości podchodzę od razu do ich stolika.
Rozmawiamy
o wystawianych okazach.
-
Znalezienie okazów, to dopiero pierwszy etap do uzyskania takiego
stanu skamieniałości, jaki prezentuję na wystawie – mówi Kamil
- potem trzeba je odpowiednio wypreparować. To jest najważniejszy
proces i niestety, najdroższy. Za doprowadzenie do takiego stanu, w
jakim znajdują się prezentowane okazy zapłaciłem, nie uwierzysz,
ponad … (tu pada suma z czterema zerami). Wykonuje ją Ireneusz
Janicki. Jest
świetnym fachowcem.



Dzwonię
do Pana Ireneusza Janickiego. Przedstawiam się i pytam o
szczegóły preparacji. Co jest najważniejsze, ile czasu trwa
taka praca. Zaznaczam przy okazji, że jak jest to tajemnica
firmy, to może odmówić ze mną rozmowy. Nie odmawia i słyszę
w słuchawce:
-
Najważniejszy jest sprzęt, a właściwie cały zestaw sprzętów,
zarówno tych ręcznych, jak dłuta dłutka, szpikulce o różnych
rozmiarach, a także tych bardziej skomplikowanych, takich jak
urządzenia do piaskowania. Ja najpierw zaczynam każdą pracę od
bardzo szczegółowych oględzin dostarczonego mi kamienia, z
którego mam wydobyć skamieniałości. Oczywiście pomaga mi w
tym doświadczenie i wiedza z zakresu paleontologii. Muszę
przewidzieć, jak może wyglądać kształt, który mam
wyeksponować. Potem zazwyczaj zabieram się do dłutowani
zgrubnego, potem używając coraz mniejszych dłutek i szpikulców
usuwam zbędny materiał tuż przy skamieniałości, by kończyć
używanie narzędzi najdelikatniejszym z nich czyli tzw. piórkiem.
Każdy błąd prowadzi do uszkodzenia okazu, dlatego wymagana jest
w każdym przypadku ostrożność i brak pośpiechu. Stąd
preparowanie przeważnie trwa bardzo długo. Oczywiście korzystam
również z urządzenia do piaskowania. Ja decyduję, w którym
momencie będę go używać.
-
Czy używa pan chemicznych środków przy preparacji? – pytam.
-
Tak czasem używam octu 10%, ale tylko w tych przypadkach, w
których wiem, że nie będzie on działał szkodliwie na
skamieniałości. Najczęściej ma to miejsce wtedy, gdy
skamieniałości pochodzą z batonu. Zdarza się, że niektóre
okazy wydobywane są z utworów gliniastych, wtedy można używać
niektórych środków, używanych w kuchni. Oczywiście, moje
doświadczenie mi podpowiada, kiedy mogę je zastosować?
-
Może to pytanie jest niedyskretne, ale ile kosztuje preparacja
np. okazów z płyty ok. 1 m2
i grubości
około 40 cm?
-
Tego tak nie można ocenić. Wszystko zależy od okazu, w jakiej
skale tkwi i jego wartości po preparacji. Ja zawsze podaję cenę
po oględzinach okazu. Jest to darmowa ocena, bo np., gdy ktoś
przyniesie mi jakieś popularne muszelki , to może okazać się,
że okaz po preparacji będzie kosztował np. 10% ceny preparacji.
Wtedy odradzam zlecanie mi tej pracy.
-
W jednej z publikacji czytałem, że preparacja jednego z
turmalinów z Pakistanu trwała dwa lata. Jak długo trwa
preparacja skamieniałości ze skał wapiennych?
-
Nie tak długo, okaz, który sprawił mi największą trudność
preparowałem przez tydzień.
- Dziękuję
za rozmowę.
godz.12.05
W
sąsiedniej gablocie Andrzej
Bobrowski z Lwówka
Śląskiego prezentuje skamieniałe drewno z różnych stron świata.
Wszystkie bardzo ciekawe, jednak najbardziej cenne ( moim skromnym
zdaniem) są okazy drewna z niebieskimi agatami ze stanowiska Blue
Forest z Wyoming w USA. Jest to jedynie miejsce na świecie, gdzie
występują te okazy. Nie ma co dodawać, że pozyskanie ich jest
bardzo trudne. Mam to szczęście, że okaz z Blue Forest dostałem
kiedyś od Sandry
Niemirowskiej,
specjalistki nad specjalistkami, która wie wszystko o skamieniałym
drewnie.
W
monografii „Skamieniałe drewno” Sandra Niemirowska tak
opisuje drewno z Blue Forest w stanie Wyoming USA: „Ogromną
sławę zdobył agat o niebieskiej kolorystyce ze stanowiska Blue
Forest w stanie Wyoming USA. Obszar ten jest jedynym rejonem na
świecie z powszechnie występującymi szczątkami skrzemieniałego
drewna z agatem zabarwionym na rozmaite niebieskie odcienie. Od
ich barwy wzięła się nazwa Blue Forest (ang.), czyli Błękitny
Las. Do powstania owego koloru przyczyniła się cyna obecna w
wodzie gruntowej uczestniczącej w procesie fosylizacji. W okazach
z Blue Forewst agat wypełnia pustki w drewnie, pokrywa zewnętrzne
fragmenty szczątków, czasem tworząc szczelne naskorupienia,
często towarzyszy wiernie utrwalonym strukturom drewna”.
Oprócz
tego okazy z Madagaskaru, Indonezji i różnych stanów USA
dopełniają bardzo ciekawą wystawę.
godz.
12.30
Obok
gablota z wystawionymi okazami członków Towarzystwa Miłośników
Mineralogii z Łodzi. Wszystkie okazy pochodzą z wypraw
mineralogicznych Towarzystwa. Oczywistym jest, że okazy są mniej
okazałe od tych z sąsiednich gablot, ale mają tę zaletę, że
zostały osobiście znalezione i wydobyte przez uczestników wyjazdu.
Ma to bardzo duży walor propagandowy, bo gdy przy stoliku
Towarzystwa znajdą się chętni do uczestnictwa w naszych wyprawach,
to informacja: „zobacz w naszej gablocie, co można znaleźć na
kamieniarskim szlaku” bardziej przemawia do wyobraźni niż opisy
wyjazdów.
godz. 12.45
Pierwszy
raz na INTERSTONE wystawiane są muszle. Okazy pochodzą z kolekcji
Michała Wójciaka
ze Zgierza. Kolekcjonerzy muszli są skoligaceni z kolekcjonerami
skamieniałości. Przecież muszla skorupiaka skamieniała w wapieniu
to jest taka sama pamiątka po tym stworzeniu jak jego muszla
wyrzucona przez morze. Niektóre muszle są uważane za szlachetny
surowiec do wyrobu biżuterii np. muszle paua, czyli muszle ślimaka
Haliotis iris , zwanego „Czarną stopą”, czy Heliotis australis,
zwanego „Żółtą stopą”, czy Heliotis rufenscens, która
została pokazana w gablocie. Cenną u nich jest macica perłowa,
która wykazuje silną iryzację.
godz.14.15
Koniec
oglądania wystaw, czas pooglądać stoiska, może coś się uda
nowego zdobyć do kolekcji. Spacerując między alejkami zauważyłem
mała wystawkę gagatów.
Pytam wystawcę:
-
Skąd pochodzą?
-
Z Gruzji.
-
Z Gruzji gagatów jeszcze nie mam - odpowiadam i wybieram jeden z
okazów.
-
Z Gruzji gagaty są dobre do obróbki, bo nie mają zanieczyszczeń
pirytowych, które powodują kruchość surowca. Jeszcze lepsze są z
Portugalii – zauważa wystawca.
-Też
nie mam, a poza tym pierwszy raz słyszę o tej lokalizacji. A pan ma
może takie gagaty?
-
Mam jeden egzemplarz w domu, w kolekcji.
-
A ma pan z Mongolii, z Turoszowa, z Anglii?
-
Nie mam.
-
A, ja je mam, też w domu.
godz.15.00
Po
przejściu po raz kolejny między stoiskami giełda dla mnie kończy
się na dzisiaj. Jutro przyjadę z wnuczkiem. Chcę mu pokazać
giełdowe ciekawostki.
Niedziela 29.04.2018r.
godz. 10.40
Dzisiejszy
dzień zaczynam od wizyty przy stoisku Towarzystwa Miłośników
Mineralogii . Dziś za stołem rządzi Kasia
Janiczek i Marysia
Maszewska. Panie
robią kawał dobrej roboty. Przy stoliku mikroskop, gdzie młodzi,
potencjalni miłośnicy mineralogii mogą obejrzeć kryształy
pirytów, kwarców i innych minerałów. Zresztą nie tylko dzieci
chętnie oglądają powiększenia. Zaraz po obejrzeniu kilku okazów
pod mikroskopem przez mojego wnuczka Miłosza
i dziadek chętnie obejrzał okazy. Można kupić wystawione okazy
minerałów, częściej dostać, by stanowiły zaczątek kolekcji.
Jeszcze raz wielki szacunek dla Pań za propagowanie miłości do
przyrody nieożywionej. Może dzięki nim mniej maluchów będzie w
ramach rozrywki pykać w klawiaturę telefonów, smartfonów czy
laptopów, a pójdą na spacer na pola, do lasu, czy do pobliskiej
żwirowni, by na świeżym powietrzu podziwiać naturę, tak
powszechnie mało znaną.
godz.11.40
Na
wprost stoiska Towarzystwa swoje wyroby prezentuje firma „Alchemia
Kamienia”. Część ekspozycji zajmują aniołki, do wykonania
których użyto naturalnych kamieni ozdobnych oprawionych w metalu.
Są urocze. Może to nostalgia z mojej strony? Przed laty pracowałem
z koleżankami, które wraz z niepełnosprawnymi wykonywały podobne
aniołki z mąki i innych naturalnych substancji. Po wypieczeniu
malowano je. Były bardzo efektowne. Część z nich sprzedawano, by
mieć pieniądze na materiały służące do terapii, innymi
obdarowywano dobroczyńców firmy. Przy okazji (może czytają te
reportaże) serdecznie je pozdrawiam.
godz.12.30
Przechodząc
w kierunku wyjścia niechcący usłyszałem rozmowę na temat opali.
Jubiler zza stolika tłumaczył klientce co to są opale i skąd
pochodzą. Stanąłem obok. Pan tłumaczył dalej, jak konserwować
biżuterię opalową, by nie straciła blasku i które opale są
najcenniejsze. Słuchałem i ja. Klientka w końcu podziękowała i
odeszła, a ja zapytałem o opale etiopskie.
-
Opali etiopskich używam niechętnie, bo są one bardzo wrażliwe na
chemię stosowaną w kuchni. Tracą ogień pod wpływem niektórych
składników płynu do naczyń. Najlepsze są australijskie, z nimi
najczęściej pracuję. Ba, sam je często wydobywam podczas pobytu
na tym kontynencie.
-
To pan jeździ do Australii na opale?
-
Tak, większość z tych, co tu pan widzi sam wykopałem i obrobiłem.
-
A ile jest prawdy w opiniach, że w kopalniach opali rządzi jakaś
mafia czy nieformalne układy?
-
Chyba dużo. Sam spotkałem się z sytuacją, że w sąsiednich
dziurach wydobycia opali pracowali ludzie przez około pół roku i
rodziny nie wiedziały nic, gdzie oni pracują i co robią. Po pół
roku wracali i konsumowali zdobyte pieniądze, by po tym czasie
wracać i dalej kopać. Spotkałem się również z taką sytuacją,
że nagle kopacze znikają pozostawiając cały sprzęt, często
kosztowny i więcej nigdy nie wracają do tych miejsc. Jak mówią
doświadczeni górnicy, widocznie znaleźli duży opal, na tyle duży,
że jego wartość zapewni im przyzwoitą egzystencje do końca życia
i nie chcą dzielić się z innymi tą kasą, a może nie chcą
ryzykować własnym życiem.
-
Ile jest prawdy w informacjach, które słyszałem od niektórych
bywalców w Australii, niektórych bywalców na australijskim
kontynencie, którzy twierdzą, że opale są najdroższe w
Australii?
-
Nie wiem, być może. Mogę powiedzieć jedno, że jeden z kamieni,
który sam wydobyłem i obrobiłem, sprzedałem w Polsce za 9 000
złotych, a o połowę mniejszy, tej samej klasy na lotnisku w Sydney
widziałem za 50 000 dolarów australijskich.
-
Czy mógłby pan opisać swoje opalowe przygody w Gazecie Targowej?
-
Może, jak znajdę czas.
-
A jak nazywa się pana firma?
-
„ Miri Miri” i mieści się w Pabianicach.
godz.13.40
Mój
wnuczek bardzo lubi organizatora giełdy pana Janusza
Nowaka. To nic
dziwnego, bo kto go nie lubi? Co chwila szarpiąc mnie za rękaw
pyta, kiedy pójdziemy do pana Janusza?
W
końcu idziemy i jest szansa na spróbowanie cukierków i ciastek,
których nie brakuje w gabinecie. Miłosz sprawdza kolejne smaki, a
ja oglądam album ze zdjęciami z kolejnych giełd. Nie ukrywam, że
licho mnie bierze, gdy patrzę na zdjęcia z przed laty i na
dzisiejszą postać Janusza. Nie ma sprawiedliwości na świecie. Ja
w tym czasie straciłem włosy, zyskałem brzuch i masę zmarszczek,
a on nic. Zresztą zobaczcie na fotach. Jedna wykonana dawno temu, a
druga przed chwilą. Zazdroszczę Mu bez zawiści . Janusz, tak
trzymaj, kibicujemy Ci.
Jest
okazja, by zamienić kilka słów o frekwencji na imprezie. Mina
organizatora mówi wszystko. Udało się. Promocja w radiu, w
telewizji i w gazetach dała rezultaty.
godz.15.10
Jeszcze
tylko tradycyjne losowanie upominków wśród uczestników giełdy,
którzy wrzucili swoje bilety do pojemnika stojącego przy kasie i
cóż, do zobaczenia jesienią.
Ryszard Juśkiewicz
Foto: Adam Juśkiewicz |