Sobota 9.04.2016r.
godz. 9.30
Chłodno, deszczowo, szaro. Przekwitły już cebulice i wiosnówki w sąsiednim parku, które zawsze na wiosnę umilają nawet najgorszą, wiosenną pogodę. W takiej atmosferze wchodzę do hali wystawowej. Jakby w kontraście do zapłakanej aury na zewnątrz, wśrodku wyjątkowo spokojne przygotowania wystawców w oczekiwaniu na klientów. Chodząc między stolikamispotykam znajomych bywalców giełdy. Z oddali widzę krzątającego się Kamila Capara. Ten młody człowiek ma w sobie tyle energii i optymizmu , że jest to zaraźliwe. Nie można go nie lubić, nawet, gdy czasem mówi o rzeczach nie do śmiechu. Ma już gotowe stoisko. Pytam:
- Co słychać, gdzie żona? (Bardzo często towarzyszy mężowi na giełdach)
- Bardzo pracowicie,na nic nie mam czasu, a Milena dziś została w domu.
- Czytałeś już gazetę targową? Jest w nowej szacie, a w niejtwój artykuł o biżuterii.
- Za chwilę ją obejrzę.
Taka, mówiąc wprost,banalna rozmowa z Kamilem potrafiła zmienićmój kiepski nastrój.
godz.9.50
Idę obejrzeć wystawy. Dziś Kamil Capar wystawia skamieniałości z okolic Chrzanowa. Świetne okazy, doskonale wypreparowane . Paweł Żochowski i Katarzyna Tupik prezentują fragment kolekcjipod tytułem: „ Podziemne skarby”, a w niej duże okazy minerałów oraz dawny sprzęt górniczy. Wiesław Puszprezentujekrzemienie i skamieniałości z Bełchatowa. Ta ekspozycja jest mi szczególnie bliska. Kilka razy razem zbieraliśmy na hałdzie bełchatowskiej okazy, a w mojej kolekcji też jest kilkakrzemieni i skamieniałych ”robaków”.
Oglądając wystawy zadumałem się nadhistorią kolekcjonerów, nie tylko tych, którzy wystawiają. Przebiega ona przeważnie w kilku etapach.
Etap I
Jest postanowienie: „Będę kolekcjonował kamienie”. Decyzja wynika z nagłego olśnienia, swoistego „pioruna sycylijskiego” lub z długotrwałych przemyśleń, oględzinkolekcji u znajomych lub w muzeum, a czasem po lekturzeksiążki dotyczącej tego tematu (taką idealną publikacją, po przeczytaniu której można ulec zarażeniu kolekcjonerstwem kamieni jest np. książka Huberta Sylwestrzaka ”Wybrałem geologię”)
Etap II
Zaczynamy zbierać. Na początku wszystkie „ładne” kamienie, zbierane osobiście podczas spacerów w bliższej i dalszej okolicy od miejsca zamieszkania, potem w czasie wyjazdów w góry. Są wśród nichminerały, skamieniałości i skały. Kolekcja się powiększa. Podczas kolejnej wycieczki odwiedzamy jakieś muzeum minerałów. I tu trauma. Znajdujemy swoje miejsce w szeregu. Większość naszych okazów w porównaniu z tymi muzealnymi przypomina gruz. Nie tracimy jednak entuzjazmu. Udajemy się na giełdę minerałów w naszym mieście lub logujemy na stronie internetowej, gdzie można kupować minerały, skały i skamieniałości. Kupujemy co pewien czas kilka okazów podobnych do tych muzealnych. Wyjeżdżamy również w miejsca, w których zgodnie informacjami zawartymi w literaturze fachowej np. agaty można zbierać na polach jak ziemniaki podczas wykopków. Oczywiście rzeczywistość jest zupełnie inna, ale o tym przekonujemy siędopiero na miejscu.Tymczasem kolekcja rośnie i maleje ilość miejsca na nowe okazy.
Etap III
Dojrzewa decyzja ozmniejszeniu zakresu naszego zainteresowania kamieniami. Wybieramy węższą tematykę np. skamieniałości, minerały, skały lub meteoryty. Nieinteresujące już nas okazy wymieniamy, sprzedajemy lub często po prostu wyrzucamy. Po pewnym czasie pojawia się dylemat jak w etapie II. Nie ma już miejsca na nowe okazy. Są pełne półki, szafy. Ba! W garażu już robi się bardzo mało miejsca na auto, a w piwnicy na domowe przetwory. Są jednaki tacy, którzy postanawiają trwać w wszystkozbieractwie ograniczając tylko intensywność powiększania kolekcji.
Etap IV
Dopada nas w końcu nieuchronna refleksja, co dalej? Jest to najtrudniejszy moment dla każdego kolekcjonera. Decyzje jakie podejmiemymają różny efekt końcowy. Jeżeli wcześniej wybraliśmy jakotemat naszej kolekcji np. zbieranie minerałówz marzeniem, by mieć ich jak najwięcej, dochodzimy do momentu, że nowe okazy najpierw możemy oglądać przez lupę, by w dalszej perspektywie najnowsze oglądać pod mikroskopem. Tak wyglądają najnowsze odkrycia mineralogiczne. Wielkość okazów wyraża się w tysięcznych częściach milimetra. Często w tym momencie zaczynamy zastanawiać się nad sensem dalszego powiększania kolekcji.
Jeżeli zbieramy skamieniałości, to jedną z dróg, którą czasem wybierają kolekcjonerzy, to kolejne zawężenie tematyki . Już nie skamieniałości w ogóle, ale np.skamieniałości jurajskie, dewońskie, czy też skamieniałe drewno. W tym wypadku powtarza się sytuacja z poprzedniego etapu. Niechcianą część kolekcji sprzedajemy, wymieniamy lub wyrzucamy.
Podobnie , gdy zbieramy minerały możemy ograniczyć zakres kolekcji np. do siarczków, tlenków, kwarców czy kalcytów. Z pozostała częścią zbiorów postępujemy jak wyżej. Są jednak wśród kolekcjonerów i tacy, którzy nie są skłonni do ograniczeń. Zmniejszają oni jedynie intensywność powiększania kolekcji.
Etap V
Oglądając swoje zbiory, często niespodziewanie,przychodzi nam do głowy myśl, jakby tu część okazów, własną wiedzę idoświadczenie zamienić na pieniądze. Wśród znanych mi kolekcjonerskich historiimożna spotkać trzy scenariusze.
Jeden polega na tym, żezaczynamy jeździć na giełdy minerałów i ogłaszać się na stronach internetowych i tam zaczynamy sprzedawać, najpierw niechciane okazy, a potem te, kupowane specjalnie w tym celu od pracowników kamieniołomów, przywożone z zagranicznych wypraw po kamienie, czy też nabywane od hurtowników. Niektórzy po pierwszych sukcesach i … po pogróżkach z urzędu skarbowego zakładająfirmę i stają się przedsiębiorcami. Większość kolekcjonerów poprzestaje na tym etapie, traktując działalnośćw mineralogicznej branży jako dodatkowe źródło dochodów, oraz sposób na podniesienieswojej kolekcji na wyższy poziom. Dla niewielkiej części z czasem staje się to podstawowym źródłem utrzymania.
Drugi polega na tym, że oglądając nasze zbiory zastanawiamy się nadich walorami ozdobnymi. Próbujemy je ciąć, szlifować i polerować. Nabieramy wprawy, czasem udajemy się na jakieś kursy dokształcające lub na praktykę do mistrza, albo wysyłamy tam najbliższych i tak pomału zbliżamy się doprodukcji ozdób lub półproduktów do wytwarzania biżuterii, najpierw z okazów własnych, a z czasem z surowca kupowanego od innych. Po pierwszych, nieuniknionych porażkach przychodzą w końcu sukcesy, w tym i sukcesy finansowe. Później droga kolekcjonerskiej kariery przebiega w sposób opisany wyżej. Jednocześnie ciągle podnosimy jakość okazów, które trafiają do kolekcji, by osiągnąć często poziom przewyższający ten muzealny. Niekiedy pozostajemy przy zawodowym przygotowaniu okazów do prezentacji w kolekcjach lub do wykonywania półproduktów z kamieni do tworzenia biżuterii.
Jest jednak trzeci przypadek na tym etapie kolekcjonowania. Mamy okazy zbierane przez długie lata, przywiązujemy się do nich, mimo, że wiele z nich, to zgodnie z nomenklaturą wprowadzoną przez jednego z polskich hobbystów, zwykłe „kartofle”, ale wśród nich są i prawdziwe perełki znalezione osobiście lub kupione przed laty. Naszą ideą kolekcjonerską jest„gonienie króliczka”, a nie „złapanie go”, jak śpiewają ”Skaldowie”. Postanawiamy nie powiększać na siłę kolekcji, natomiast nie zmieniamy swojego sposobu spędzania wolnego czasu. W każdej wolnej chwili jedziemy do okolicznych żwirowni, na bliższe i dalsze pola, na hałdy, na których można znaleźć okazy. Często odwiedzamy sudeckie lokalizacje. Oczywiście nie spodziewamy się tam znaleźć rzucających na kolana okazów,ale się staramy. Znaczna większość znalezionych kamieni trafia do przydomowego ogródka i to uważamy za sytuację oczywistą. Jednym słowem wracamy do pierwszego etapu kolekcjonowania, tylko ze znaczną wiedzą na temat swoich zbiorów.
Po tych rozważaniachmogę stwierdzić, żewystawcy na dzisiejszejgiełdzie prezentują wszystkie trzy opcje opisane wyżej. Kto jakie, domyślcie się sami.
godz.11.40
Podchodzę do Piotra Tomaszewskiego,a on od razu pokazuje mi swój zegarek, nowy rodzaj wyrobów, którymi ma zamiar się zajmować. Przezroczystakoperta z obu stron pokazuje wygrawerowane mechanizmy zegarka. Grawerowana jest również koperta. Istne cacko. Widać to na fotografii. Szkoda, że ja nie noszę zegarków, bo kupiłbym sobie takiczasomierz. Jakieś15 000PLN i jest mój.
godz.13.30
Robert Girulski na dzisiejszej giełdzie pokazuje i oferuje niebieskiebursztyny z Borneo. Mimo, że pisałem w którymś z wydań gazetyo tych bursztynach i mam jego okazy, to teoferowane przez Robertahipnotycznie przyciągająmój wzrok. Są najwyższej klasy. Niebieskabarwa, gdy patrzymy na wprost okazu, brązowa, gdy patrzymypod światło robiduże wrażenie. Jest to ciekawe zjawisko, tym bardziej, że niewyjaśnioneprzez naukę w sposób jednoznaczny. Nie dziwi, że przy stoliku z bursztynami ciągle kłębi się tłum oglądających. Mniej ludzi kupuje, bo cenybardzo wysokie.
godz.14.30
Na dziś zaplanowałem rozmowę z Wojtkiem Mysiarą, rzeczoznawcą kamieni szlachetnych. Muszę go zapytać, czy jest możliwe odróżnienieszmaragdu od zielonego berylu bez specjalistycznych badań. Piszę tekst na temat szmaragdów i w jednej z publikacji, bliżej nie znanego mi autora, spotkałem stwierdzenie, że jest to możliwe po barwie obu okazów. Podchodzę do tego sceptycznie, ale chciałbym potwierdzenia moich wątpliwości przez specjalistę w tej dziedzinie. Niestety, przy stoliku Wojtka ciągle pełno ludzi. Nie chcę przeszkadzać i rozmowę przekładam na jutro.
Niedziela10.04.2016r.
godz.10.00
Dzień na giełdzie rozpoczynam przy stoliku Wojciecha Mysiary. Przyjechał dziś z żoną. Po chwili rozmowyzadaję pytanie, które mnie nurtuje od pewnego czasu:
- Czy jest możliwe rozróżnienie szmaragdu od zielonego berylu bez specjalistycznych badań, czyli „na oko”?
Odpowiedź jest krótka:
- Nie.
A po chwili:
- Barwę szmaragdu kreują jony Cr3+ lub V3+,a czasem oba równocześnie, zielony beryl mabarwę, którąpowodują jony żelaza Fe2+i Fe3+…
W tym momencie podchodzi do stolika kobieta i przerywając naszą rozmowę pyta:
- Czy są syntetyczne szmaragdy, czy są one ładniejszeod naturalnych?
Wojtek znów krótko:
-Są. Być może ładniejsze.
Odpowiedź jest, wydaje się, wystarczająca.Kobieta odchodzi.Ale skąd wiedziała, że rozmawiamy szmaragdach. Przypadek?
… nie ma więc możliwości– kontynuuje swój wywód rzeczoznawca – bez stwierdzenia obecności tych jonów jednoznacznie ocenić co jest co. Zresztą, zobacz te zielone szmaragdy z Zambii czy są one tak „szmaragdowe” ? Zieleń, jak zieleń, a to szmaragdy dobrej klasy. Szmaragdów kolumbijskich (są droższe) nie mam. A tak na marginesie, kobieta pytająco szmaragdy syntetyczne miała trochę racji. Syntetyki mają bardzo mało wrostków i uszkodzeń sieci krystalicznej. Szmaragdy naturalne mają je przeważnie dużo. Istnieje wiele sposobówna zamaskowanie wad naturalnych tych kamieni. Jest to swoista sztuka ulepszania natury. Zresztą jedynie w szmaragdach wrostki, zanieczyszczenia i wady krystalizacjinie dyskwalifikują ”szlachetności” kamienia.
- A jak się ma sprawa z ulepszaniem innych kamieni szlachetnych przez wygrzewanie?
- Praktycznie jest to proceder powszechny, ważne, by to podawać w metryczce kamienia. Modyfikuje się termicznie rubiny z Tajlandii, Madagaskaru, Mozambikui Sri Lanki, szafiry madagaskarskie, australijskie (w naturze są bardzo ciemne), cejlońskie i indyjskie, nie wspominając o topazach (proceder powszechny) , cyrkonach czy tanzanitach. Procesy takie czasami odbywają się na miejscu w kopalniach, a czasami w wyspecjalizowanych warsztatach rzemieślniczych. Dziś traktowane jest to jako technologia nie zmieniająca struktury i własności fizycznychkamieni, a tylko modyfikująca ich barwę.
Ciekawa lekcjaudzielona przez fachowca. Nic, tylko podziękować.
godz. 11.45
Po raz kolejny namawiam Jacka Bogdańskiego, pracownika muzeum Mineralogicznego Uniwersytetu Wrocławskiego, by napisał artykuł do gazety targowej. Już do anegdoty przeszło miganie się Jacka. Tłumaczenie jest jedno, powtarzające się co pół roku :
- Zarobiony jestem , bo przenosimy muzeum.
Te przenosiny trwają już z 7 lat. Musibyć to gigantyczna placówka. Dziś nie omieszkamspytać go ponownie jak przebiega przeprowadzka. I o dziwo, co ja słyszę:
- Mogę napisać o specyficznych kamieniach ozdobnych nazywanych: jaspis oceaniczny, jaspis Picasso i innych tego typu. Czym w rzeczywistości są te kamienie. Mam nadzieję, że to zaciekawi czytelników.
- Oczywiście, czekam na tekst i zdjęcia. Będę cię nękał nieustannie.
godz. 13.10
Postanowiłem dzisiaj porozmawiać z Michałem Budziaszkiem o Konwencji Waszyngtońskiej o Międzynarodowym Handlu Gatunkami Roślin i Zwierząt Zagrożonych Wyginięciem. Tylko na pierwszy rzut oka jest to akt prawny, który nie dotyczy uczestników INTERSTONE. Zgodnie z tą konwencją zabroniony jest obrót i przewóz przez granice:
korali rafotwórczych, zarówno w formie rafy koralowej, jak i wykonanych z nich pamiątek,muszli przydaczni (małży z mórz tropikalnych) i wykonanych z nich wyroby, kości morsów,kość słoniowa, kości hipopotamów i wykonane z nich wyroby.
-Jak sobie z tym radzisz?-pytam Michała
- Najgorsza jest ignorancja urzędników. Ja zajmuję się kośćmi kopalnymi, których nie obejmujeKonwencja Waszyngtońska. Ale,ileż to razy musiałem udowadniać, że nie jestem garbaty, że moja „kość”to kopalne szczątki mamuta, a nie słonia, który przed kilkunastoma dniami spacerował po sawannie, a poroże jelenia sprzedtysięcy lat, to nie chroniony okaz z Chin. Z drugiej strony to jedna wielka hipokryzja. Na egipskiej plaży walają się fragmenty rafy koralowej, na każdym straganie w Egipcie można kupić za grosze fragmenty koralowców. Nikt nie protestuje, że nie respektowana jestkonwencja. Wystarczy jednak z taką pamiątką udać się na lotnisko, by celnik egipski lub polski zarekwirował okaz i wlepił nam surową karę. Podobnie jest z muszlami czy teżzwyrobami z fragmentów zwierząt objętych zakazem.
- Niedawno jeden z wystawców opowiadał mi, jak był ze studentami na jednej z wysp indonezyjskichi podczas kontroli na lotnisku zakwestionowano kawałek skamieniałego koralowca u jednej z uczestniczek wyjazdu. Groziła jej bardzo surowa kara. Wyjaśnienia trwały w nieskończoność. Trudno było przekonać celnika, że to koral kopalny. Dopiero po szeregu interwencjach udało sięspór zakończyć.
- Ja jestem ciekawy jeszcze jednego zjawiska związanego z konwencją. Być może jest jakaś oficjalna droga, by przewieźć np. dzieło sztuki średniowiecznej inkrustowane kością słoniową. Kość pochodzi sprzed 500 lat. Wtedy nie było ochrony słoni i nie było konwencji. Z Bogiem sprawa, gdy jest to własność muzeum lub jest częścią zbiorów, które są przewożone np. na wystawę poza granicę kraju. Za tymi działaniami stoi autorytet państwa, oraz cały szereg dokumentów, które towarzyszą tym przedmiotom. A co ma zrobić Kowalska, która mawe włosach grzebień z kości słoniowej po babci. Przechodzi przez bramki na polskim lotnisku, a np. w Egipcie jest aresztowana, czy też musi zapłacić dużą karę, nie wspominając o zarekwirowaniu pamiątki. Wiem, nieznajomość przepisów nie usprawiedliwia, ale to chyba przesada.
- Podobnie jak np. zespół „Mazowsze” jedzie na występy np. do Indonezji, a tam na lotnisku rekwirują wszystkie korale z krakowskichstrojów ludowych, wykonane przed stu laty. Sypią się kary, interweniuje ambasador itd. Czy w ten sposób uchronimykorala?Może. Ale równolegle w tym samym czasie na straganach z pamiątkami w opisywanym kraju można kupić różne koralowce muszle, w tym te chronione. Nikt nie interweniuje, mimo, że powszechnie wiadomo, że zostały wydobyte nielegalnie.
godz. 14.30
Spotykam Janusza Nowaka.
- Choć coś ci pokażę – mówi bez wstępów.
Idziemy. Zatrzymujemy się przy stoliku z unikatową biżuterią, w której zamiast metalowej oprawy kamieni zastosowano sznurki. Wygląda to bardzo oryginalnie.
A i wystawiający okazują się ludźmi bardzo sympatycznymi . Po chwili rozmowy proponuję, by napisali o swojej kolekcji jubilerskiej do następnej gazety targowej.Daje swoją wizytówkę.
- A czy Państwo dali by mi swoje namiary: wizytówkę telefon, nazwę firmy lub nazwiska.
- Wystarczy, że my mamy pana namiary. My pana znajdziemy. Materiały prześlemy na pana adres.
- A czy mógłbym zrobić pani zdjęcie, do następnej gazety i do reportażu z targów?
- Absolutnie nie. Od zdjęć jest mój mąż.
Niniejszym przekazuję czytelnikom reportażu zdjęcie męża. I cóż mi zostało, oczekuję na obiecane materiały.
godz. 15.40
Pozostało mi jeszcze jedno. Odpowiedź na ewentualne pytania, w którym momencie jest moje kolekcjonerstwo. Odpowiadam w krótkich żołnierskich słowach.
- Etap 5 przypadek 3.
Za pół roku znów się zobaczymy.
Ryszard Juśkiewicz
|