Sobota 15.10.2016r.
godz. 10.00
Znów zmiana miejsca INTERSTONE. Która to już z kolei. Dziś impreza odbywa się w hali EXPO. Wystawcy i widzowie nie lubią zmian. Odwiedzający giełdę muszą zapoznać się z nowym układem sali i co jest naturalne, są na początku zagubieni. Wystawcy niepokoją się, czy znajdą ich stoisko stali bywalcy. Oczywistym jest, że to nie wina organizatora. Dla niego to też dużo większy stres. Jak ustawić stoliki, gdzie będą podłączenia elektryczne, jak będzie w praktyce wyglądało zaplecze, co z parkingiem i ochroną sali. Znam to, bo przed giełdą, w tej sprawie wielokrotnie rozmawiałem z Januszem Nowakiem. Jednak już na wstępie widać, że nowa hala to obiekt wystawienniczy z prawdziwego zdarzenia. Przestrzeń i komfort. Więc może to jednak zmiana na lepsze, bo i pomieszczenie większe, i lepiej wentylowane, i szersze korytarze między stolikami, a odwiedzający mogą skorzystać z szatni. Dobre oznakowania wskazują kierunek. Jestem na giełdzie, są wystawcy, są zwiedzający, dużo zwiedzających, więc czas zacząć imprezę.

godz.10.35
Zaraz po wejściu kieruję się w stronę tradycyjnych wystaw–okazów eksponowanych w gablotach. Zawsze od tego zaczynam. Znam kłopoty organizatora, by poziom ich był merytorycznie wysoki. Taki jest. Ale ja mam deja vu. Dopiero dziś zdałem sobie sprawę, że opisywanie wystaw w reportażu jest trochę bez sensu (tak,znów malkontenctwo). Wprawdzie w gazecie INTERSTONE są ich zapowiedzi, ale z obserwacji wiem, że zdecydowana większość odwiedzających giełdę po otrzymaniu biletu wraz z gazetą, bilet daje do sprawdzenia i potem wraz z gazetą chowa do torebki lub kieszeni. Zapewne przeczyta gazetę dopiero w zaciszu domowym. Nie każdy po przejściu między stolikami wystawców zauważy wystawę. Dziś, gdy czytają reportaż z giełdy i opisy wystaw jest to dla nich szczególnie irytujące.
- Dlaczego tego nie zauważyłem?– denerwują się niektórzy.
Ja na to mam odpowiedź, może nieelegancką, ale prawdziwą:
- No,a co ma w tej sprawie zrobić organizator? Może powinien postawić zaraz za drzwiami hali swojego przedstawiciela, który każdemu wchodzącego będzie mówił:
- Zobacz, jakie ciekawe eksponaty na wystawie. Warto,bo na następnej giełdzie już ich nie będzie.
Reasumując. Dla tych co nie widzieli, niech popatrzą co stracili. Dla tych co widzieli, przypomnienie szczególnie cennych okazów z wystawy będzie chyba interesujące.
W pierwszej gablocie są eksponowane okazy chalcedonów z Karsów , stanowiące fragment kolekcji Tadeusza Sadownika oraz chalcedony z Przedgórza Sudeckiego z kolekcji Wiesława Pusza. Obaj wystawcy związani są z Towarzystwem Miłośników Mineralogii w Łodzi. Jeden jest od lat dobrym duchem Towarzystwa i przewodnikiem po lokalizacjach kieleckich, drugi członkiem – założycielem.
Dla znawców lokalizacji , w których występują chalcedony, szczególnie ciekawe są karneole z Karsów i inne odmiany chalcedonów. Skąd one się tam wzięły? Czy pod warstwą gleby kryją się jakieś skały wulkaniczne (np. melafiry, riolity), czy też przywędrowały one z lodowcem ze Skandynawii?Oprócz tego ozdobą wystawy są piękne okazy skrzemieniałego drewna, jakże wśród polskich kolekcjonerów niedocenianego, oraz chalcedonowe skamieniałości.
Niżej okazy chalcedonów z Przedgórza Sudeckiego z pięknym, dużym agatem z Sokołowca.
Obok wystawa z fragmentami kolekcji minerałów Przemysława Budzyńskiego. Wśród wystawionych eksponatów króluje muzealny, indyjski okaz z apofyllitem, stylbitem i kalcytem. Przy tej wystawie,młoda para rozmawiała na jego temat. Niechcący podsłuchałem rozmowę:
- Ten kamień by się nadał na nasz nowy kominek – zagadnął mężczyzna – ale chyba nie jest do sprzedania.
- Co ty, taki chropowaty, kto będzie go odkurzać – zadecydowała kobieta.
Oboje niebawem odeszli szukać chyba odpowiedniego klejnotu, na swój – chyba drogocenny -kominek.
Mnie jeszcze zainteresował okaz rubinu w zoisycie z Tanzanii. Wyjątkowo duży. Znalazł bym miejsce dla niego w swojej kolekcji mimo, że nie mam kominka.
Następna ekspozycja to skamieniałe głowonogi z kolekcji Katarzyny Tupik i Pawła Żochowskiego, reprezentowane głównie przez amonity.
W ostatniej gablocie część kolekcji minerałów Polski Kamila Capara między innymi z dużymi okazami halitu i gipsu.
godz.10.40
Po obejrzeniu wystaw spotykam Tadeusza Sadownika z Józefem Spesem. Rozmawiamy o kolekcji Tadeusza. Jak sam mówi, wystawa w Łodzi dała mu nowego „kopa”, by kolekcję uzupełnić. Ma nieobrobionych okazów , ponoć bardzo dużo. Nie miał ostatnio serca, by się nimi zająć. Teraz , jak mówi, nie ma wyjścia. Do rozmowy włącza się pan Józef, który wielokrotnie brał udział w poprzednich edycjach Interstone. Bardzo sympatycznie karci Tadeusza, by się nie lenił. Sam jest w swoim środowisku, znanym kolekcjonerem agatów.
- Ale skąd agaty w Radomiu ?– pytam zaciekawiony.
- Pochodzę ze Złotoryji. Od 30 lat mieszkam w Radomiu. Jak to bywa w życiu , przyjechałem do Radomia za żoną. Oprócz wspomnień z okolic miejsca urodzenia zabrałem ze sobą kolekcję agatów. To nic, że nie mogłem codziennie chodzić po kaczawskich polach, ciągle powiększałem kolekcję i dziś jest ona naprawdę okazała. Na całe szczęście żona nic nie miała przeciwko mojemu dziwactwu. Dziś, jak mnie ktoś poprosi, to pokazuję moje sudeckie cudeńka.
- Oczywiście, niech się pan czuje zaproszony do zorganizowania wystawy swoich agatów na 50 INTERSTONE – przerwałem na chwilę mojemu rozmówcy – ale, czy nie myślał pan nigdy, jaki los czeka pana kolekcję?
- Nie myślę i nie myślałem. Staram się cieszyć chwilą. Oglądanie moich okazów ciągle sprawia mi przyjemność. Jeszcze większą przyjemność daje mi pokazywanie jej zainteresowanym. To moje życie. A gdy mnie zabraknie, to co będzie mnie obchodzić, co zrobią z agatami moi spadkobiercy ? To ich problem.
Nic tylko pozazdrościć tak optymistycznego stosunku do swojego, kolekcjonerskiego życia.
godz. 12.20
Pierwszy raz przechodzę alejkami wystawy i na końcu sali spotykam stoisko Izabeli i Jana (nie podali swoich nazwisk, więc szanuję ich decyzję). Na poprzednich targach INTERSTONE zainteresowała mnie ich biżuteria. Chciałem by zaprezentowali ją w gazecie. Niestety nie mogłem się doczekać na umówiony tekst i zdjęcia.
Po pewnym czasie byłem na giełdzie w Bełchatowie. Patrzę, a tam moi dłużnicy wystawiają swoje , bardzo interesujące wyroby. Gdy podszedłem do ich stolika, oboje udawali, że mnie nie znają. Ale trwało to tylko chwilę, bo pan Jan po chwili „pękł” i wydusił z siebie:
- W następnym tygodniu prześlemy zdjęcia .
Tak też się stało. Dziś pytam pana Jana:
- Czytał pan gazetę?
- Jaką gazetę? –
Nie wytrzymałem kpiarskiego tonu mojego interlokutora. Podałem mu jeden z egzemplarzy gazety, którą miałem ze sobą. Poszedł na zaplecze i zaczął ją czytać.
Po zakończeniu lektury podszedł do mnie i ku mojemu zaskoczeniu powiedział:
- Dziękuję. Ja myślałem, że to wszystko to są żarty.
godz. 12.40
Ciągle o tym piszę w reportażach z INTERSTONE, że dla dużej części uczestników imprezy bardzo ważnym jej elementem są możliwości rozmów z wystawcami, z rzeczoznawcami i z innymi odwiedzającymi giełdę.Od rana chcę pogadać z Wojciechem Mysiarą.Jest to niemożliwe,gdyż co podejdę do jego stolika, to zawsze jest kilka osób wypytujących go o jakiś kamień, czy też opowiadających o swoich przypadkach dotyczących biżuterii.To samo przy stoliku Jurka Jaszczyszyna. Zaczynamy rozmowę, próbuję porozmawiać. Nie jest to możliwe, bo co chwila ktoś z kupujących o coś pyta, chce wyjaśnień, kupuje. Klient ma pierwszeństwo. Odchodzę, obiecując, że później przyjdę(jeszcze nie wiem, że będę podchodził jeszcze kilka razy do stolika Jurka i mi się to nie uda).
godz. 13.10
W końcu sukces. Jestem przy stoisku z meteorytami i gospodarz udziela mi szczegółowych informacji o branych do ręki okazach.Tym gospodarzem jest Kazimierz Mazurek, znawca meteorytów i znamienity kolekcjoner tych pozaziemskich okazów. Zresztą w dzisiejszej gazecie INTERSTONE, w artykule o meteorytach autorstwa Andrzeja Pilskiego wykorzystane są zdjęcia meteorytów z jego kolekcji. Przed wieloma laty obaj panowie wystawiali swoje okazy na INTERSTONE.Nigdy jednak nie rozmawiałem dłużej z panem Mazurkiem. Dziś chcę wykorzystać okazję. Jest przemiłym człowiekiem, niezwykle życzliwym w stosunku do dyletantów z meteorytowej wiedzy, chętnie dzieli się informacjami i swoim doświadczeniem.
Podczas naszej rozmowy do stolika podchodzi podminowana kobieta trzymająca w ręku czarny kamień i z wypiekami na twarzy pyta:
- Ile wart jest ten meteoryt i czy to w ogóle jest meteoryt?
Pan Kazimierz bierze do ręki kamień i po krótkim namyśle mówi:
- No, niestety, to jest zwykły krzemień.
Nie muszę tłumaczyć, że mina kobiety nie była najszczęśliwsza. Po chwili pan Kazimierz kontynuuje rozmowę.
- Na każdej giełdzie co najmniej kilka osób przychodzi z takimi „meteorytami”. To smutne, ale w 100%są to albo rudy żelaza albo czarne krzemienie. Nie muszę mówić, jak taka ocena wpływa na samopoczucie właścicieli kamieni. Domniemany skarb, za którym na pewno będą stać duże pieniądze, nagle staje się bezwartościowym kamykiem.Zresztą zdarzają się często sytuacje , że takie okazy przesyłane są na uczelnie, gdzie badane są meteoryty. Wynik końcowy jest zawsze taki sam. Aby zmniejszyć ryzyko związane z takim werdyktem warto popatrzeć na większe okazy meteorytów, by potrafić porównać swoje „meteoryty” z tymi autentycznymi. Innym stresującym problemem są sytuacje, gdy pod spadku meteorytu lub deszczu meteorytów, okaz spadnie na tereny zamieszkałe i ktoś z mieszkańców znajdzie meteoryt, często jeszcze ciepły, i wyrzuci go. Zdarzały się takie przypadki w historii . Szukanie wyrzuconego skarbu jest prawie zawsze bezowocne,to potwierdzają opisywane przypadki w literaturze. Nigdy nie znaleziono wyrzuconego meteorytu.
- Ja chyba miałem podobny przypadek – odpowiadam na przedstawioną historię – Przed laty, wraz z najbliższymi byłem w okolicach żwirowni w Janowicach koło Pabianic. Na jednej ze stert śródpolnych kamieni znalazłem ciężki, zardzewiały kamień. W pierwszej chwili zadałem sobie pytanie, skąd się wziął wśród polnych piaskowców i granitów taki żeliwny kąsek?Obejrzałem go jeszcze raz i wyrzuciłem przed siebie w kierunku żwirowni.


Po przyjeździe do domu zacząłem oglądać zdjęcia meteorytów, zamieszczone w posiadanych w bibliotece publikacjach. I nagle za świtała mi myśl – to mógł być meteoryt żelazny. Zewnętrzne rzeźby kamienia, jego ciężar, fragmenty skorupy mogły o tym świadczyć. Po kilku dniach wróciłem na miejsce . Zacząłem ponownie szukać wyrzucanego kamienia.Niestety nie znalazłem go. Szukałem jeszcze kilka razy,bez skutku. Może i dobrze, że tak się stało, bo gdyby okazało się, że to tylko kawałek żeliwa lub ruda żelaza byłbym zawiedziony, jak ta kobieta, która przed chwilą odeszła ze smutkiem na twarzy.
Ciekawą i uzupełniającą kolekcję meteorytów prezentował po raz pierwszy na Interstone Tomasz Ogłaza,który zapowiedział swój udział również w kolejnej edycji.
godz. 15.00
Spotykam Adama Bartnika. Zawsze, gdy się spotykamy na giełdzie wymieniamy swoje doświadczenia kolekcjonerskie, a ja potem opisuje nasze rozmowy w reportażach. Wynika to stąd, że Adaś jest jedynym znanym mi kolekcjonerem, który chce mieć wszystkie znane minerały świata. On wie i ja wiem, że to niemożliwe, ale się stara. Przypomina mi to , moim zdaniem, najlepszą scenę filmową w historii. Przytoczę ją, bo ciekawa. Film „Lot nad kukułczym gniazdem” . Główny bohater zakłada się ze współlokatorami domu dla psychicznie chorych, że podniesie bardzo ciężkie urządzenie. Pacjenci śmieją się z niego. Nasz bohater chwyta urządzenie, napina mięśnie… a maszyna ani drgnie. Uczestnicy zakładu śmieją się jeszcze bardziej. A nasz główny bohater na to:
- Z czego głupki się śmiejecie, ja choć próbowałem.
Cudna filozofia życiowa.
Dlaczego opowiadam tę historię. Bo taka postawa jest mi bardzo bliska i dlatego, że bardzo szanuję wysiłki Adama. Mam tylko jedną przestrogę, którą dzielę się z kolegą. Może trafić się sprzedawca, który będzie chciał wykorzystać pasję Adama. Przecież prawie wszystkie nowe minerały są wielkości tysięcznych części milimetra. Nietrudno więc znaleźć okruch skały z jakąś plamką na wierzchu i stwierdzić, że jest to nowy minerał X. Jak to zweryfikować, gdy nie ma się dostępu do najnowocześniejszych narzędzi badawczych? Mimo takich zagrożeń, Adam nie daj się podejść. Powiększaj swoją kolekcję. Jestem z tobą.
godz. 15.40
Jeszcze tylko rozmowa z … , obejrzenie okazów …, uzgodnienie terminów spotkania z …. . Ale to już jutro. Dziś czas do domu.
niedziela 16.10.2016r.
godz. 10.10 Wczoraj zacząłem rozmowę z Arnoldem Miziołkiem, ale ciągle przerywali nam klienci zainteresowani okazami mineralnymi i biżuterią wystawianą na stoisku.Dziś chcę ją dokończyć zaraz po wejściu na salę. Ponieważ Arnold przez długi czas mieszkał we Francji, a teraz tam pomieszkuje, pytam, czym różni się ruch kolekcjonerski we Francji w porównaniu z polskim
- Przede wszystkim jest większe zainteresowanie kolekcjonerstwem skał i minerałów . Ba, wielokrotnie mogłem obserwować,co potwierdzały prowadzone przeze mnie rozmowy z uczestnikami giełd, że coraz częściej dobre okazy mineralogiczne są traktowane jako lokata kapitału. A Francuzi, co nie jest powszechnie znane w Polsce, mają, według moich obserwacji,coraz więcej pieniędzy. Jest więc co lokować. Giełdy we Francji gromadzą również wystawców z różnych stron świata. W porównaniu z tym Polska, ta na łódzkich giełdach, ale także na warszawskich i lwóweckich wypada znacznie skromniej. Ja uczestniczę w polskich giełdach trochę z sentymentu, a trochę ze względu na przyjaźń, jaką darzę ich organizatorów.
-Co możemy zrobić, by poprawić poziom naszych giełd i zwiększyć zainteresowanie minerałami ?
- Tego nie wiem. Wiem jedno, że Polacy nie szanują swoich bogactw naturalnych. Na całym świecie kiedyś poszukiwane były polskie okazy siarki czy celestynów. Wówczas sprzedawaliśmy te okazy za bezcen. Dziś dla nas to historia, a gdy ktoś chce kupić znaczące okazy tych minerałów,to … szuka ich na zachodnich giełdach. Podobnie ma się sprawa z chryzoprazem. Przez lata ceny były relatywnie niskie, choć na Zachodzie, w tym we Francji, cieszył się wielką popularnością i można było poprzez regulacje cenowe jeszcze w większym stopniu wprowadzić go na europejski piedestał. Dziś praktycznie pozyskiwanie chryzoprazu się zakończyło, a ten symbol polskich klejnotów jest rzadkością na polskich giełdach, nie mówiąc o zachodnich. Dodatkowo znaleziono nowe złoża w Tanzanii i Australii, które mogą stanowić konkurencję dla polskich kamieni.
- Kolekcjonerzy próbują dziś promować minerały strzegomskie, może dzięki zainteresowaniu tymi okazami sąsiadów zza Odry,ale czasem następuje przegięcie, bo np. byle jaki fluoryt ze Strzegomia jest oferowany po zaporowych cenach.
- A może to jest właściwy kierunek? Na ostatniej giełdzie we Francji w pobliżu mojego stolika miejsce zajęli wystawcy z Turcji. Oferowali kryształy zultanitu, odmianę diasporu.
- Pisałem o tym kamieniu w jednym z poprzednich wydań gazety INTERSTONE- wtrącam.
- Zobacz nazwa zultanit pochodzi od słowa ”sułtan”, czyli element promocji. Ceny za okazy astronomiczne. Niewielu zechciało je kupować. Ale wystawcom się nie spieszy. Nigdzie na świecie nie występują te kryształy. Prędzej czy później, kto będzie chciał mieć taki okaz w kolekcji w końcu przyjdzie do Turków i zapłaci.
- Chyba w promocji swoich skarbów natury wśród naszych sąsiadów prym wiodą Czesi. To co widziałem na czeskich giełdach i słyszałem od bywalców tych imprez, to potwierdzają,np. czeskie agaty są przeciętnie około 5 razy droższe niż okazy z innych stron świata. Nie mówiąc o mołdawitach czy granatach –wtrącam.
- Nie wiem, czy też masz takie zdanie– nagle zmienia temat Arni – filmy na kanałach przyrodniczych, dotyczące poszukiwania kamieni szlachetnych wprowadzają wielkie zamieszanie wśród kolekcjonerów, a także, trzeba to powiedzieć kłamią. No bo jak można przyjąć za dobrą monetę fakt, że jeden czy dwa okazy goszenitu, bezbarwnego berylu kosztuję kilkadziesiąt tysięcy dolarów.
- Masz rację . Gdyby to była prawda, to byłbym milionerem, bo mam kilka ładnych okazów, chyba ładniejszych od tych prezentowanych w filmie – wtrącam.
- No, a te bajki o jednym szafirze, który zwraca koszty wyprawy do Sri Lanki 6 ludzi i przynosi im krociowe zyski, nie mówiąc o rzekomo drogocennych skaleniach i innych „klejnotach” , które były bohaterami kolejnych odcinków.
- Widziałem wszystkie odcinki. Też mam takie odczucie jak ty.
Potem nastąpiła godzinna dyskusja na tematy nie związane z minerałami, jak to u Arniego. Niestety z powodów znanych nam obu, nie będę ich przekazywał czytelnikom reportażu.
godz. 12.10
Rozmowę z Arnoldem przerywa klientka, która chce wytargować jeden z okazów za pół ceny. Negocjacje się przedłużają, a ja idę, by przyjrzeć się w końcu przynajmniej niektórym stoiskom. Ku mojemu zaskoczeniu, obok stoiska znanego wystawcy INTERSTONE, jego nazwisko pominę milczeniem, tuż pod wystawianymi przez niego minerałami stoi duży pojemnik, a w nim … kolorowe plastry agatów. Od karminowego różu, błękitu paryskiego i ultramaryny aż oczy bolą. Co ciekawe, w skrzynce co chwilę ktoś grzebie i wyciąga „cudne” okazy, by za chwilę zapłacić za nie właścicielowi stoiska. Po chwili słyszę znajomy głos:
- Co, jesteś zaskoczony i zniesmaczony? Tak, w końcu straciłem cnotę. Tak zszedłem na złą drogę. Mam jedno usprawiedliwienie, które przekażę ci słowami mojego przyjaciela:„ I dama lekkich obyczajów ma dzieci i musi je z czegoś utrzymać.” A tak na poważnie, w ciągu całego lata sprzedałem kilkaset kilogramów!!! farbowanych agatów i … tylko kilkadziesiąt minerałów z Maroka. Cóż, musisz przyznać, klient nasz pan.
Muszę przyznać, choć nie potrafię przejść nad tym do porządku dziennego.
godz. 13.50
Ostatnie godziny na giełdzie przeznaczam na rozmowy o INTERSTONE. Oto kilka usłyszanych opinii. Wszystkie autentyczne.
Kolekcjoner I: Dzisiaj na zakup ciekawego okazu przeznaczyłem 300 złotych. Chodziłem przez 1,5 godziny i nie mogłem znaleźć minerału, który by mnie zainteresował. Same pospolite podgrzewane ametysty, jakieś marokańskie maleństwa. Nic konkretnego. A już jakichś nowości z Polski czy ze świata nie uświadczysz. Nawet żadnego Strzegomia godnego szacunku nie było.
Wystawca I: Na giełdzie za dużo jest wystawców z minerałami. Gdyby było mniej to sprzedaż wyglądałaby dużo lepiej. Nie dopłacę do interesu, ale wyraźnie podaż przewyższa popyt. Łódź zresztą jest specyficznym miejscem. Ludzie kupują okazy po 5 – 10 złotych. Czyżby na duże okazy nie mieli pieniędzy? To nie to, co Warszawa (Jasne, że to nie to samo. Warszawa liczy 3 razy tyle mieszkańców i ma średnie pensje, być może, dwa razy takie niż w Łodzi. Dziwi mnie, że ktoś tego nie widzi – to mój komentarz) .
Zwiedzająca I: Dobrze, że nie ma tłoku, jak na poprzedniej hali. Można popatrzeć, coś kupić, jednak po długim pobycie na Interstone wyznaczona 'strefa wypoczynku' dla zwiedzających, to duży komfort, za co należą się podziękowania dla Organizatorów.
Zwiedzający: Coraz mniej jest wystawców z innych państw. Jeden Czech, Niemiec, Litwinka, Rosjanka i Ormianin wiosny nie czynią. Stąd może i asortyment u polskich wystawców taki sam od lat. Nie ma konkurencji. Brak tu minerałów z polskich kamieniołomów i żwirowni. Kiedyś było po kilka stoiska z polskimi agatami i kwarcami ze Strzegomia. Dziś mizeria. Wybrałem jednak parę okazów z Lubina i Nowego Kościoła (Cóż, mogę tylko potwierdzić te opinie, ale wiem, jak trudno zapewnić udział w giełdzie wystawców z takimi okazami - mój komentarz).
Wystawca II: Ja tam nie narzekam. Przyjeżdżam do Łodzi od lat i nigdy nie dopłaciłem do interesu.
Zwiedzająca II: Bardzo się cieszę, że jest giełda, bo dzieci mogą wybrać sobie kamyczki. Wolę niech zbierają kamienie i latem szukają po polach krzemieni, niż miałyby siedzieć przed telewizorem.
Kolekcjoner II: Mam dużą kolekcję minerałów, coraz trudniej przychodzi mi uzupełnianie kolekcji. Jestem coraz bardziej wybredny, a dziś nie znalazłem nowości, które by powiększyły moje zbiory (Znam to – mój komentarz).
Członek Towarzystwa Miłośników Mineralogii: Dobrze jest spotkać się przynajmniej raz na pół rokuj i powspominać eskapady mineralogiczne.
godz. 15.00
Nadszedł czas rozstrzygnięcia loterii biletowej. Niektórzy wystawcy przekazali organizatorowi giełdy swoje wyroby jubilerskie, które teraz zostaną rozlosowane wśród biletów, które zostały wrzucone do specjalnej skrzyneczki przy wejściu na giełdę. Sierotką, która będzie losowała szczęśliwe bilety będzie dziś Miłosz. Spiker zachęca do udziału w losowaniu. Upominki są wartościowe, więc warto. Jak się to odbywało pokazuje galeria zdjęć.
godz. 16.15
Wyjątkowo długo dla mnie trwa impreza i jak się okazuje pozostała długa lista osób, z którymi nie zamieniłem nawet kilku słów, a powinienem. Obiecuję, na 50 INTERSTONE w kwietniu 2017 roku poprawię się.
Ryszard Juśkiewicz
Foto: Adam Juśkiewicz
|